WARSZAWA: 10:37 | LONDYN 08:37 | NEW YORK 03:37 | TOKIO 17:37

Z Aleksandrem Dobą rozmowa nie tylko o podróżach

Dodano: 10 gru 2014, 14:21

Najtrudniej przekonać żonę….

Z Aleksandrem Dobą rozmowa nie tylko o podróżach

 

Wojciech Sobecki: Dlaczego został Pan podróżnikiem?
Aleksander Doba: To nie była decyzja podjęta w jednej chwili, lecz splot wielu czynników z mojego życia. Moim zdaniem to nie jest tak, że ktoś budzi się rano i stwierdza, że właśnie dziś zostanie podróżnikiem. To zawsze jest droga, czasami dłuższa, czasem krótsza, ale z pewnością jest to proces i decyzja, która gdzieś w środku w człowieku dojrzewa, aż w końcu staje się faktem i od tego momentu podróżowanie staje się elementem życia.
W.S.: A jak było z tą decyzją u Pana?
A.D.: Moja droga do podróżowania jest doskonałym przykładem na to, że każdy może wyjść naprzeciw przygodzie. Z wykształcenia jestem inżynierem mechanikiem, przez wiele lat pracowałem w Zakładach Chemicznych „Police”, a więc nie mam żadnych specjalnych kwalifikacji zawodowych związanych z podróżowaniem. Zawsze miałem i wciąż mam w sobie wielką ciekawość świata i ludzi, i to właśnie chęć poznania powoduje, że planuję kolejne wyprawy. Znane są przede wszystkim moje wyprawy kajakowe, ale przecież jestem także żeglarzem i dwa razy przepłynąłem Atlantyk jachtem. Z pasją latałem także na szybowcach i skakałem ze spadochronem. Na pierwszą większą wyprawę kajakową wyruszyłem w wieku 34 lat, a więc dość późno. Wcześniej oczywiście pływałem kajakiem, ale zdecydowanie bardziej turystycznie.

W.S.: Dlaczego właśnie kajak?
A.D.: A dlaczego nie? kajakarstwo to piękna forma rekreacji. Kajakiem można dopłynąć do wielu ciekawych i niedostępnych miejsc, bo jest to sprzęt lekki, o niewielkich wymiarach i przede wszystkim małym zanurzeniu. Łódź motorowa czy jacht nie wpłynie tam, gdzie wciśnie się kajak, to pozwala na obserwację najbardziej dzikiej przyrody i pięknych krajobrazów w ciszy i spokoju. Moim zdaniem coraz więcej osób uprawia turystykę kajakową właśnie z tych powodów.

Oczywiście mój kajak wyprawowy specjalną konstrukcję, posiada pałąki na które można naciągnąć osłonę od słońca, jest całkowicie niezatapialny i nie może pływać do góry dnem. Został specjalnie zaprojektowany i wykonany przez stocznię Andrzeja Armińskiego do przepłynięcia oceanu i trzeba przyznać, że spisał się świetnie.

Kajakarstwo w wydaniu nazwijmy to – bardzo zaawansowanym – nie jest łatwe. Wystarczy powiedzieć, że około 800 osób pokonało oceany płynąc łodziami wiosłowymi, kajakarzy, którzy mogą poszczycić się przepłynięciem Atlantyku jest zaledwie czterech: dwóch Niemców, Brytyjczyk i ja. Jako jedyny przepłynąłem ocean kajakiem dwukrotnie. Na łodzi wiosłowej płynie się z pewnością łatwiej, bo wiosła mają oparcie w dulkach i wiosłując pomagamy sobie uginając i prostując nogi. Na kajaku wiosło nie ma żadnego oparcia i możemy polegać tylko na sile ramion, fizycznie wiosłuje się więc trudniej.
W.S.: Czy przed wyprawą jakoś specjalnie się Pan przygotowuje na siłowni, robi Pan badania wydolnościowe?
A.D.: Niczego takiego nie robię. Żyję aktywnie i to jest najlepsze przygotowanie. Kiedy jeszcze pracowałem w Zakładach Chemicznych „Police”, dojeżdżałem do pracy rowerem przez cały rok, nawet zimą, teraz jestem już na emeryturze, ale nadal dbam o kondycję fizyczną. Z siłowni nie korzystam, specjalistycznych badań lekarskich nie robię, bo obawiam się, że lekarze nie pozwoliliby mi na kolejną wyprawę. Przecież, jak mówi stare powiedzenie, nie ma ludzi absolutnie zdrowych, są tylko źle zdiagnozowani.

Po pierwszej wyprawie, na prośbę żony, w dalekiej Brazylii przebadano mi głowę przy użyciu tomografu komputerowego, okazało się, że „wszystkie klepki” mam w porządku.
W.S.: Co jest najtrudniejsze w przygotowaniu wyprawy?
A.D.: Przekonanie żony, która musi pogodzić się z faktem, że będzie przez wiele tygodni sama, a ja będę narażony na różne niebezpieczeństwa. Druga trudność, to zdobycie sponsorów, bo nie ma co ukrywać, że wyprawy oceaniczne są dosyć kosztowne. Porównując te dwie trudności, zdecydowanie więcej zaangażowania wymaga przekonanie żony, ale kiedy to już się uda, staje się ona moim największym sojusznikiem. Tak było również w przypadku mojej kajakowej podróży przez Atlantyk.

W.S.: Czy ma Pan już plan na kolejną podróż?
A.D.: Trudno to nazwać konkretnym planem, ale na pewno chciałbym popłynąć kajakiem z okolic Nowego Jorku, mam już nawet upatrzone konkretne miejsce startu, do Europy lub Afryki. Powoli układam sobie trasę w głowie i jeśli wszystko dobrze się ułoży, to za półtora roku będę gotowy do drogi. Półtora roku to całkiem sporo czasu, mam nadzieję, że do tego czasu uda mi się przekonać żonę.

W.S.: Bardzo dziękuję za rozmowę i oczywiście życzę powodzenia.