Dodano: 17 gru 2015, 0:02
2 grudnia minęło 21 lat od zatonięcia włoskiego statku pasażerskiego „Achille Lauro”. Liniowiec znany jest przede wszystkim z porwania przez arabskich terrorystów w 1985 roku, ale śledząc historie tej niezwykłej jednostki można z całą pewnością powiedzieć, że statek od początku prześladował pech.
W roku 1938 holenderski armator Rotterdamsche Lloyd zamówił statek w rodzimej stoczni we Vlissingen. Jednostka miała utrzymywać regularne połączenie z Indonezją, która była wówczas holenderską kolonią. Stępkę pod budowę położono w roku 1939, ale budowę statku przerwał wybuch II wojny światowej. Podczas jednego z nalotów niedokończony jeszcze kadłub został zbombardowany i zniszczony. Po zajęciu Holandii, Niemcy próbowali kontynuować budowę, ale to, co zdołali zrekonstruować, zbombardowali alianci. Do zakończenia wojny, budowa nie została ukończona.
Intensywne prace rozpoczęły się dopiero po wojnie i już 1 lipca 1946 roku statek został zwodowany jako „Willem Ruys”. Nazwę wybrano na cześć Willema Ruysa, dyrektora przedsiębiorstwa armatorskiego Rotterdamsche Lloyd, które tuż przed wybuchem wojny zamówiło statek. Matką chrzestną statku została wdowa po Willemie Ruysie.
W pierwszy rejs do Indonezji statek wyruszył 2 grudnia 1947 roku. Od tej chwili do nazwy armatora Rotterdamsche Lloyd dodano przymiotnik – królewski i teraz armator nazywał się Koninklijke Rotterdamsche Lloyd. Na linii indonezyjskiej statek pływał niecałe dwa lata, bowiem w 1949 roku Indonezja odzyskała niepodległość i przestała być holenderską kolonią. Wówczas statek skierowano do obsługi połączeń ze Stanami Zjednoczonymi i Kanadą, a następnie – po przebudowie i zwiększeniu pojemności brutto z 21 119 RT do 23 114 RT w roku 1958 – jednostka rozpoczęła rejsy do Nowej Zelandii przez Kanał Sueski. Historia „Willem Ruys” obfitowała w wiele ciekawych wydarzeń, wśród których były między innymi: strajk załogi hotelowej, którą na czas protestu zastąpiono studentami oraz zderzenie z liniowcem „Oranje”, pływającym w barwach konkurencyjnej linii armatorskiej.
W 1964 roku statek sprzedano kompanii Lauro Line, należącej do włoskiego multimilionera Achille Lauro. Co ciekawe, ten sam armator zakupił również „Oranje”. W styczniu 1965 roku zmieniono nazwy obu jednostek. „Willem Ruys” otrzymał imię „Achille Lauro” na cześć nowego właściciela, a „Oranje” nazwano imieniem małżonki włoskiego bogacza -”Angelina Lauro”.
Nowy właściciel skierował „Achille Lauro” do stoczni w Palermo, gdzie statek miał być przebudowany i zmodernizowany. Podczas prac remontowych na jednostce nastąpił wybuch, który spowodował pożar, co znacznie wydłużyło czas remontu. Statek wrócił do eksploatacji dopiero 13 kwietnia 1966 roku. Podczas remontu biały kadłub jednostki przemalowano na niebiesko i od tego czasu „ Achille Lauro” potocznie zaczęto nazywać La Nave Blu albo The Blue Ship (Niebieski Statek). W maju 1972 roku pożar zniszczył mostek kapitański, a w 1981 roku kolejny pożar wybuchł w barze. W wyniku paniki podczas ewakuacji zginęły wówczas trzy osoby.
W 1982 roku Lauro Line ogłosiły bankructwo. W tym samym roku 15 listopada zmarł ich właściciel- Achille Lauro, a zarządzanie majątkiem przejął syn Achille Lauro, Ercole. Jako zabezpieczenie wierzytelności statek „Achille Lauro” aresztowano w porcie na Teneryfie. Dopiero po roku udało się uzyskać zgodę na powrót jednostki do Genui. W Genui statek cumował aż do 1985 roku, kiedy Lauro Line podpisało porozumienie z greckim armatorem Chandris Line. W wyniku tego porozumienia „Achille Lauro” miał obsługiwać rejsy wycieczkowe po Morzu Śródziemnym. Podczas jednego z takich rejsów statek został porwany przez terrorystów z Frontu Wyzwolenia Palestyny. Terroryści wsiedli na statek 3 października 1985 roku w Genui. Zamierzali dopłynąć do izraelskiego portu Aszdod, aby w odwecie za ataki izraelskich samolotów na siedzibę przewodniczącego Frontu Wyzwolenia Palestyny Jasira Arafata, zniszczyć składy amunicji.
Wszystko układało się zgodnie z planem do momentu, kiedy jeden z członków załogi nie wyczuł charakterystycznej woni benzyny wydobywającej się z jednej z kabin. Zaniepokojony wszedł do kabiny i zastał terrorystów podczas czyszczenia broni. Napastnicy przemycili broń zakupioną od polskich służb specjalnych w baku samochodu, którym wjechali na pokład i stąd charakterystyczny zapach benzyny, którego w żaden sposób nie udało się zneutralizować. Teraz wypadki potoczyły się już błyskawicznie. Całkowicie zaskoczeni terroryści w akcie desperacji zdecydowali się na porwanie jednostki. Wszyscy pasażerowie na polecenie kapitana, który poinformował o porwaniu, zostali zgromadzeni w sali restauracyjnej. Dla wzbudzenia jeszcze większego strachu porywacze wystrzelili serie z broni maszynowej po ścianach restauracji. Wśród pasażerów zapadła kompletna cisza. Przestraszeni pasażerowie w napięciu czekali na rozwój wypadków. Porywacze zażądali, aby statek udał się do Syrii. Kiedy jednostka znalazła się na redzie syryjskiego portu Tartus, władze syryjskie pod naciskiem Stanów Zjednoczonych nie wyraziły zgody na wejście do portu. Kolejnym żądaniem porywaczy było uwolnienie z izraelskich więzień 50 Palestyńczyków. Kiedy żądania nie zostały spełnione, terroryści zastrzelili 69-letniego amerykańskiego milionera pochodzenia żydowskiego, Leona Klinghoffera, którego ciało wyrzucili za burtę i ostrzegli, że będą zabijać kolejnych pasażerów. W nadziei na pomoc libijskiego dyktatora Muammara Kadafiego, terroryści obrali kurs do Libii, ale w obawiając się próby odbicia zakładników szybko zrezygnowali z tego kierunku i skierowali statek do Port Saidu w Egipcie. Po negocjacjach, w zamian za uwolnienie zakładników i zwrot statku, rząd egipski pozwolił porywaczom na opuszczenie jednostki. Porywaczom umożliwiono także przelot z Egiptu do Tunisu. Kiedy samolot wystartował z lotniska, z amerykańskiego lotniskowca USS Saratoga wzbiły się w powietrze cztery myśliwce F-14, które w okolicach Krety przechwyciły samolot pasażerski i zmusiły pilotów do wylądowania w bazie NATO na Sycylii, gdzie terroryści zostali obezwładnieni i aresztowani. Amerykanie zamierzali przewieźć porywaczy do USA i postawić przed amerykańskim sądem, uzasadniając swoje postępowanie śmiercią amerykańskiego obywatela na pokładzie porwanego statku. Ostatecznie jednak terroryści zostali przekazani włoskim karabinierom i byli sądzeni we Włoszech. Wszyscy otrzymali długoletnie wyroki.
Sprawa tragedii włoskiego statku ma również polski akcent. W chwili porwania na pokładzie „Achille Lauro” znajdowała się kierowana przez Małgorzatę Potocką grupa baletowa „Sabat” oraz piosenkarz Wojciech Gąsowski, którzy w ramach podpisanego kontraktu umilali czas podróżującym pasażerom.
Po opuszczeniu jednostki przez terrorystów, skończyły się kłopoty pasażerów tragicznego rejsu, ale nie skończyły się problemy statku i armatora. Po porwaniu firma eksploatująca „Achille Lauro” została zakupiona przez neapolitańskiego armatora Mediterranean Shipping Company, który zmienił nazwę jednostki na „Star Lauro”. W listopadzie 1994 roku, podczas rejsu na Seszele, na statku doszło do kolejnego pożaru. Nie mogąc ugasić ognia, kapitan jednostki nadał sygnał SOS. Pierwszy na miejsce katastrofy przypłynął znajdujący się w pobliżu panamski tankowiec „Hawaiian King”, który zabrał na swój pokład 400 osób. Podczas tej operacji dwie osoby wypadły za burtę i utonęły. W akcji ratunkowej uczestniczyły także amerykańskie okręty wojenne USS „Gettysburg” i USS „Halyburton”.
Statek, a właściwie to, co z niego zostało, próbowano przetransportować do stoczni remontowej, co się nie udało, gdyż podczas holowania „Star Lauro” zatonął. Tak skończyła się pełna zaskakujących zwrotów akcji historia jednej z najbardziej pechowych jednostek, jaka kiedykolwiek była eksploatowana w światowej flocie.
Na podstawie historii „Achille Lauro” w 1989 roku powstał film „The Hijacking of the Achille Lauro”. Rok później nakręcono film telewizyjny „Voyage of Terror-The Achille Lauro Affair”, w którym główną rolę zagrał słynny Burt Lancaster. W 1991 roku wystawiono operę „The Death of Klinghoffer”, której filmową wersję zaprezentowano w 2003 roku, a więc prawie 60 lat od chwili zwodowania jednostki i prawie 10 lat po jej zatonięciu.
Wojciech Sobecki
Fot.Wikipedia