WARSZAWA: 16:12 | LONDYN 14:12 | NEW YORK 09:12 | TOKIO 23:12

Gdańskie centrum chłodnicze

Dodano: 04 sie 2015, 9:19

Nieoficjalnie mówi się, że w naszym kraju mamy nadpodaż powierzchni chłodniczej w głównych portach morskich: Szczecinie, Świnoujściu, Gdyni i Gdańsku. Wprawdzie niektóre z chłodni powinny być wpisane na listę zabytków, ale nadal funkcjonują i pracują. Statystyka wykazuje, że łącznie może się w nich pomieścić ponad 88 tys. ton ryb. Trzeba tu podkreślić, że na Wybrzeżu poza portami pracuje o wiele więcej chłodni, np. w samym Trójmieście jest ich ponad 20 (m.in. Cargo Fruit, która zmonopolizowała import owoców cytrusowych), stąd ich powierzchnia jest o wiele większa – ale mówimy teraz tylko o chłodniach portowych, które mają bezpośredni dostęp do nabrzeży. Jednakże potencjał 88 tys. ton nie jest w pełni wykorzystywany, ponieważ nie zawsze aż tyle ryb – wbrew pozorom – przypływa do nas statkami morskimi, z wyłączeniem importu w kontenerach, bo to jest jakby oddzielna bajka.
Takich rewelacji nie potwierdza Maciej Kisiel, Dyrektor Zarządzający uruchomionego we wrześniu 2014 roku centrum chłodniczego Kloosterboer Gdańsk Sp. z o.o. Przyznaje jednak, że nie jest to import regularny, ponieważ w jednym roku może on wynosić tylko 80 tys. ton, a w drugim – dwa razy tyle, choć tendencje są zbliżone rokrocznie, to brak jest jednak regularności.
Statystyki mówią, że ok. 400 tys. ton wynosi import ryb białych i pelagicznych oraz owoców morza plus drugie tyle łososia hodowlanego importowanego z Norwegii. Kanały transportu są trojakie: prócz niewielkich chłodniowców, które ryby w kartonach czy na paletach przywożą z Norwegii, Islandii czy Wysp Owczych, używa się kontenerów chłodniczych. Rocznie do naszego kraju przybywa ok. 5 tys. pojemników, a w każdym mieści się mniej więcej 25 ton ryb i owoców morza, co daje ok. 125 tys. ton. Reszta przyjeżdża do Polski tirami z portów zachodniej Europy: Rotterdamu, Hamburga czy Bremerhaven. Można więc przyjąć z pewnym marginesem błędu, że ryby przybywają do naszego kraju po jednej trzeciej przez każdy z tych trzech kanałów: drogą morską, w kontenerach chłodniczych i w samochodach-chłodniach.
Dyr. Maciej Kisiel dostrzega też inną prawidłowość. „Tak naprawdę – mówi– import ryb do Polski rozkłada się fifty-fifty między porty polskie oraz niemieckie i holenderskie. Uważam, że te proporcje można by radykalnie zmienić, zmieniając uwarunkowania, z jakimi muszą spotykać się nasi importerzy. Często nasi klienci w rozmowie wskazują, że jest im łatwiej ściągnąć do Polski kontener przez Holandię lub Niemcy, bo tam nam nie robią takich problemów”.
Wydaje się, że nie tylko w tym tkwi przyczyna. Jeżeli przewoźnicy czy operatorzy morscy żądają na przewóz kontenera chłodniczego z Gdańska na Daleki Wschód około 2700 dolarów, a z Rotterdamu stawki frachtowe wynoszą około 2000$, to wnioski nasuwają się same.
Wybudowanie w gdańskim porcie – tuż przy samym jego wejściu – dużych chłodni, było planowane i realizowane od kilku lat. W założeniach miało ono stać się centrum rybołówstwa i dystrybucji ryb i tego rodzaju produktów na wschodnim Wybrzeżu, ponieważ Gdynia ostatecznie zrezygnowała z takich aspiracji, likwidując przystań dla rybaków i istniejące chłodnie (choć jeszcze na razie one funkcjonują) i przeznaczając teren całego portu rybackiego pod działalność deweloperską. Czy te plany są nadal jeszcze aktualne, czy też rzeczywistość je zweryfikowała?
„Gdańsk ma duże szanse, by stać się takim centrum – podkreśla dyr. M. Kisiel, – bo mamy chłodnię, w której możemy pomieścić 30 tys. ton ryb. Nie będzie to łatwe, ale po to my tu jesteśmy, by ten proces przyspieszyć i w miarę możliwości usprawnić”.
Jeżeli lokalizacja gdańska i serwis, które nasza chłodnia jest w stanie zapewnić, okażą się atrakcyjne pod względem jakościowym i cenowym dla odbiorców ryby w Polsce, to ten projekt ma bardzo duże szanse powodzenia. Pozostaje pytanie: nie czy to się uda, ale kiedy to się uda.” Rozmówca zwraca też uwagę, iż ta lokalizacja jest perfekcyjna ze względu na bliskość rozmieszczenia największych firm przetwórstwa rybnego. Sąsiedztwo DCT stwarza możliwości rozwoju tranzytu importu i exportu przy wykorzystaniu kontenerów. Szczególnie na Daleki Wschód i Afryki. Ma to znaczenie przy często spotykanych kongestiach w portach Europy Zachodniej.
Obecnie gdańskie chłodnie nadal są jakby w trakcie dochodzenia do pełnego wykorzystania swego potencjału, ich szef unika jednak podawania konkretnych liczb, które by to ilustrowały. Podaje, że ryby przypływają raczej niewielkimi statkami, na których znajdowało się ich od 500 do 2500 ton. Pod tym względem sytuacja też zmieniła się, bo jeszcze na przełomie lat 90-tych i 2000-nych statki przywoziły jednorazowo 2 lub 3 tys. ton ryb, zbierając je z kilku lub nawet kilkunastu portów zachodniej Norwegii oraz Islandii i wyładowując przeważnie w Szczecinie lub Świnoujściu. Teraz zmieniła się struktura naszego handlu zagranicznego. „Kiedyś – uzupełnia dyr. Maciej Kisiel – polscy klienci lubili mieć towar w magazynie, żeby mieć blisko dostęp do rynku. Również bardzo dużo towarów konsygnacyjnych wysyłali do Polski główni gracze z Norwegii, Islandii, Szetlandów, dopiero potem uaktywnili się też eksporterzy z Wysp Owczych. Składowali oni towar w polskich chłodniach i bezpośrednio z nich go sprzedawali na eksport. Dzisiaj wszyscy uciekają od kosztów składowania i to też jest element układanki, który, niestety, nie sprzyja wykorzystaniu powierzchni chłodniczej”.
Jest to zapewne szersze zjawisko, jakie obserwujemy od lat w krajach zachodnich, gdzie producenci czy przetwórcy zamawiają towar z dostawą nawet na określoną godzinę, by nie leżał on bezproduktywnie i nie przysparzał zbędnych kosztów. Stąd też i chłodnie coraz częściej mogą być wykorzystywane cyklicznie, przez kilka miesięcy w pełni, a w pozostałych raczej w ograniczonym zakresie. Są to jednak pilnie strzeżone tajemnice, które na ogół nie przeciekają na zewnątrz. Mój rozmówca jednak przyznaje, że właściciele są zadowoleni ze stanu, jaki do tej pory udało im się osiągnąć i są przekonani, że pozycja gdańskich chłodni zostanie bardziej zauważona przez wszystkich ważnych kontrahentów, a to przełoży się na lepsze wykorzystanie tego nowoczesnego obiektu. Firma w coraz większym stopniu wprowadza też dywersyfikację asortymentową, by klient w jednym miejscu znalazł różne gatunki ryb, jakimi jest zainteresowany i by nie musiał ich szukać w różnych miejscach.
Dyr. M. Kisiel przypomina, że kiedy firma wychodziła z projektem, a potem kiedy już budowała chłodnię, odzywały się głosy, że na pewno nie będą w niej składowane ryby bałtyckie. Okazuje się, że jednak są, bo znajdują się klienci, dla których porównanie kosztów, lokalizacji, czasu, jakości i ceny wypada zdecydowanie na korzyść Gdańska. ”Ciągłe doskonalenie oferowanych usług ukierunkowanych na zadowolenie klienta, to nasz cel numer jeden” – podkreśla.
Nie bez znaczenia jest też fakt, że firma jest jedną z nielicznych w kraju portową chłodnią, która może się pochwalić certyfikacją MSC i ASC. Kolejne certyfikacje są w trakcie realizacji. Świadczą one o wysokiej jakości obsługi przechowywanych towarów, mających także dostęp do supermarketów i poszukiwanych przez przetwórców. Jako jedyna chłodnia portowa posiada WMS, pozwalający na usprawnienie przyjęcia i wydania towaru i wymianę informacji z klientami online.
Chłodnia w gda porcie
Tekst i fot.Lechosław Stefaniak