WARSZAWA: 02:58 | LONDYN 00:58 | NEW YORK 19:58 | TOKIO 09:58

Morskie historie: 61 lat temu do szczecińskiej „Białej Floty” dołączyła „Lilla Weneda”

Dodano: 01 cze 2022, 7:02

61 lat temu w 1961 roku do szczecińskiej Białej Floty dołączył zbudowany w Gdańskiej Stoczni Rzecznej statek „Lilla Weneda” był to prototyp jednostek typu SZ-600. Z tej okazji przypominam artykuł Ziemowita Sokołowskiego o tych właśnie jednostkach, które starsi szczecinianie i turyści doskonale pamiętają, ponieważ stanowiły nieodłączny element krajobrazu miasta.
W latach 1961-1963 Żegluga Szczecińska otrzymała 7 nowoczesnych, jak na ówczesne czasy, statków o nazwach wywodzących się od imion bohaterek twórczości Juliusza Słowackiego. Były to: m/s „Lilla Weneda”, „Roza Weneda”, „Balladyna”, „Alina”, „Ellenai”, „Judyta” i „Laura”.
Statki zbudowano w gdańskiej stoczni Pleniewo. Były to jednostki, których kadłub został skonstruowany na podstawie dokumentacji niemieckich trałowców. Ich długość wynosiła ok 36,5m, szerokość 6,55m,zanurzenie ok 1,7m. Posiadały po dwa silniki, dwie śruby napędowe i dwie płetwy sterowe. Łączna moc silników (Wola) wynosiła 600 KM (441,3 kW). Osiągały prędkość 12 węzłów (22,2 km/h). Dozwolona ilość pasażerów na „morskich wodach wewnętrznych” wynosiła 250 osób, przy „rejsach redowych” do 200 osób.

Morskie wody wewnętrzne są to akweny znajdujące się pomiędzy Trasą Zamkową w Szczecinie a falochronami portów w Świnoujściu i Dziwnowie. Natomiast samo Jezioro Dąbie, do którego uchodzi Odra, należy do wód śródlądowych.
Załoga: kapitan, bosman, czterech marynarzy, mechanik i motorzysta. W późniejszym czasie załogę zmniejszono o 3 osoby. Przeznaczenie: przewozy liniowe i pracownicze, czartery, wycieczki redowe. Rejs ze Szczecina do Świnoujścia trwał 3 godz. 10 minut. W owych latach było to szybciej niż koleją. Ponadto statki cumowały po stronie śródmieścia Świnoujścia (Wyspa Uznam), natomiast pasażerowie kolei i PKS kończyli podróż na Wyspie Wolin i musieli się jeszcze przeprawiać promami miejskimi, aby dotrzeć do centrum miasta.

W 1966 roku Żegluga Szczecińska zakupiła 2 kolejne jednostki tego typu, lecz wyposażone w słabsze silniki Skoda o mocy 2×195 KM (286,6 kW ). Statki nazywały się „Anna” i „Dorota”. Ich maksymalna prędkość wynosiła 10,5 węzła.(19,4 km/h).
Były to nowoczesne jak na tamte czasy jednostki pływające. Dwuśrubowy napęd ułatwiał manewry przy nabrzeżach. W czasie wycieczek po porcie lub na redach portów (podczas których pośpiech był niepotrzebny) używano często tylko jednego silnika, aby oszczędzić paliwo.
Napęd 2 sterów odbywał się z zastosowaniem hydraulicznej maszynki sterowej. Zastosowano elektryczną wciągarkę kotwiczną. Wprowadzono zdalne sterowanie silnikami z pomieszczenia sterowni, bez konieczności wchodzenia do hałaśliwej siłowni. Na wyposażeniu znajdowały się między innymi: kompas magnetyczny, przechyłomierz, namiernik, radiotelefon, później radionamiernik. Mimo możliwości zdalnego sterowania silnikami, na mostku były również telegrafy maszynowe i tzw. „szprechrura” z końcówkami w kabinie kapitana, kabinie załogi i w siłowni.

Na statkach tego typu pomieszczenia pasażerskie z siedzeniami usytuowane były w nadbudówce w „salonie dziobowym” (nazywanym przez załogi „werandą”) na głównym pokładzie oraz w „salonie rufowym” pod tym pokładem. W rufowej części pokładu – częściowo zadaszonego, umocowane były ławki. Pod salonem dziobowym mieścił się bar z niewielkim zapleczem gastronomicznym, 2 kabiny i wc dla załogi oraz schody wiodące do hallu na pokładzie głównym. Z hallu było wejście na górę po schodach do sterowni oraz w dół po stopniach do siłowni. Osobne schody prowadziły w dół do salonu rufowego. Ponadto w hallu znajdowały się drzwi do salonu dziobowego, magazynku, 2 toalet dla pasażerów, a także wejście na częściowo zadaszony pokład.
W skrajniku dziobowym mieściła się komora łańcucha kotwicznego, natomiast w skrajniku rufowym była maszynka sterowa i inne urządzenia techniczne. Na wyposażenie ratunkowe składały się: szalupa wiosłowa, tratwy, koła oraz pasy ratunkowe. Spora powierzchnia zadaszonych i ogrzewanych pomieszczeń, znajdujących się na statku, była zaletą podczas rejsów odbywających się poza okresem letnim.
Do wad tego typu statków można zaliczyć: zbyt małą powierzchnię otwartego pokładu, co było odczuwalne podczas słonecznej pogody, małą powierzchnię pomieszczeń załogowych, hałaśliwe i paliwożerne silniki oraz podatne na uszkodzenia tłumiki.

Odczuwalną dla załogi i pasażerów wadą statków typu SZ 600 była nadmierna skłonność do kołysania, nawet przy stosunkowo niewielkiej fali. Powodowało to intensywne objawy choroby morskiej u pasażerów w czasie silnych wiatrów, nie tylko na morzu, ale również na Zalewie Szczecińskim. Przy kołysaniu wzdłużnym najbardziej cierpieli pasażerowie znajdujący się w skrajnych miejscach salonu dziobowego i rufowego. Najlepiej się czuli ci przebywający na śródokręciu. Za to przy przechyłach poprzecznych panowała „pełna demokracja”, wszyscy chorowali jednakowo. Toalety i odsłonięty pokład szybko zapełniały się osobami oddającymi „hołd naturze”. W takiej sytuacji przezorni marynarze nie zwlekali z ustawianiem odpowiedniej ilości wiader w newralgicznych miejscach wewnątrz statku. Miało to również swoją „dobrą stronę”, bowiem nawet ci najbardziej „zapominalscy” mogli na własne oczy sprawdzić, co zjedli przed zaokrętowaniem.
Tę niedogodność opisywanych statków zabawnie wykorzystywały również dzieci, dodając do oficjalnej nazwy jednostki śmieszne uzupełnienia np: „Balladyna -awiomarina”, „Lilla Weneda – zdrowia ci nie da”, „Ellenai -ajajaj”, „Roza Weneda- Zgroza Weneda”. Jeden z marynarzy podczas prac malarskich zilustrował na chwilę ten ostatni żart.

Pewien humorystyczny incydent miał miejsce w czasach słusznie minionych. Otóż młodzieżowa wycieczka z Czechosłowacji raźno wkroczyła na pokład, skandując propagowane przez ówczesne władze hasło: „vaše moře, naše moře. Ahoj!” (wasze morze, naszym morzem. Cześć!) Było radośnie i podniośle. Powiewały chorągiewki. Mieli odbyć wycieczkę po Zatoce Pomorskiej. Pogoda była piękna, tyle że na wodzie unosiła się umiarkowana „martwa fala” po niedawnej wichurze. Co nieco bujało. Po godzinie statek wrócił. Zieloni na twarzach pasażerowie chwiejnie schodzili na ląd. Na ogół w milczeniu. Tylko jeden z nich zawrócił. Podszedł do marynarza stojącego przy trapie i z trudem wykrztusił: „at tento ďábel vezme tvė moře (a niech to wasze morze…diabli wezmą).

Tekst: Ziemowit Sokołowski
Zdjęcia ze zbiorów autora