WARSZAWA: 07:54 | LONDYN 05:54 | NEW YORK 00:54 | TOKIO 14:54

Polsko nie odwracaj się od morza czyli „Solidarność” o gospodarce morskiej

Dodano: 29 gru 2015, 17:37

Reaktywowanie Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej zrodziło w pewnych środowiskach nadzieje na wzrost znaczenia tej dziedziny gospodarki narodowej, którą na ogół łączono z wakacjami i letnim wypoczynkiem na plaży. Jakie więc oczekiwania ma NSZZ „Solidarność” wobec nowego resortu i czym on powinien się zajmować? O odpowiedź na to pytanie poprosiliśmy Przewodniczącego Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność” Krzysztofa Doślę.

– Oczekiwania są, oczywiście, duże, jak od resortu, który ma zajmować się dziedzinami gospodarczymi, które jednoznacznie kojarzą się z Wybrzeżem i są dla nas bardzo ważne. Należy podkreślić, że pierwsze lata funkcjonowania nowego ministerstwa na pewno będą bardzo trudne, bo musi ono skonfrontować oczekiwania, które my wszyscy mamy, z możliwościami. Moim zdaniem, powinien zostać skatalogowany stan obecny, należy przeprowadzić jego szybką analizę, wyciągnąć wnioski i po zapoznaniu się z oczekiwaniami środowisk związanych z gospodarką morską rozpocząć konstruowanie nowych rozwiązań. Dwanaście lat temu prowadziliśmy na ulicach Gdańska manifestację związkową pod hasłem „Polsko nie odwracaj się od morza”. Podkreślaliśmy to w wielu akcjach. W 2011 roku w Gdańsku manifestowaliśmy na Ołowiance podczas międzynarodowej konferencji organizowanej przez Ministerstwo Infrastruktury, pokazując w trakcie manifestacji kompletny brak zainteresowania rządu polskiego i jego instytucji sprawami gospodarki morskiej. Szczytem obłudy było organizowanie tej konferencji pod hasłem ”Gospodarka Morska – ludzie mają pierwszeństwo” w czasie, gdy w wyniku likwidacji stoczni w Szczecinie i Gdyni tysiące ludzi straciło pracę. Przez wiele lat toczyliśmy batalie na różnych forach z przedstawicielami rządu i parlamentu o żywotne sprawy gospodarki morskiej. Moim zdaniem, dzisiaj najistotniejszym zadaniem Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej –– powinno być wypromowanie gospodarki morskiej na należne jej miejsce w czołówce i hierarchii spraw gospodarczych w Polsce. Dziś jest ona spychana na jakiś margines, oczywiście, poza tym, że jacyś politycy lubią przyjechać na Wybrzeże, by sobie poleżeć na plaży. To zdaje się wyczerpuje cały krąg ich zainteresowania. Nie zapomnę, jak jeden z posłów – już dzisiaj na szczęście opozycyjnych – będąc na terenach Stoczni Marynarki Wojennej, znajdującej się w upadłości likwidacyjnej, mówił, że się cieszy, że jest na terenie zakładu pracy, który jest w tak dobrej kondycji… To jest jakby w pigułce cała wiedza ówczesnej „warszawki” parlamentarnej i rządowej na temat gospodarki morskiej. Mam nadzieję, że działania ministerstwa zostaną nakierowane też na zewnątrz, by przywrócić należne miejsce i rangę tej dziedzinie gospodarki. Przypomnę, że jak mało która w Polsce, jest to dziedzina innowacyjna, w której znajdują zastosowanie nowoczesne technologie. Dotyczy to transportu morskiego, stoczni, ale też i portów. To tu znajduje zastosowanie nowoczesna myśl techniczna, są opracowywane, sporządzane i wdrażane najnowocześniejsze technologie. I co jest jeszcze warte podkreślenia: dziś w zdecydowanej większości przypadków jest to produkt w całości polski – od deski kreślarskiej po efekt finalny.

– Ta innowacyjność daje też wymierne efekty ekonomiczne…

– Skalę przedsięwzięcia może pokazywać, wydawałoby się, dla nas oczywiste zjawisko. Dzisiaj stocznia budująca w naszym kraju statki (w porównaniu z kiedyś funkcjonującymi), jest to niewielka stocznia. Zatrudnia ona ok. 1000 pracowników i drugie tyle kooperantów, czyli łącznie 2000 pracowników i ma sprzedaż produkcji rocznej, która przewyższa sprzedaż całego polskiego przemysłu zbrojeniowego. To powinno, w mojej ocenie, unaocznić tym, którzy uważają się za decydentów, gdzie tak naprawdę należy skierować swoje zainteresowanie i jak jeszcze wesprzeć, pomóc, wypromować. To też powinno być istotnym zadaniem ministerstwa. Niezwykle ważna wydaje się być promocja w sensie prezentowania naszych dokonań i możliwości nie tylko w Europie, ale i na świecie, lecz także „nauczenie polskiego społeczeństwa znaczenia gospodarki morskiej”, tak jak kiedyś w sposób znakomity robiła to Liga Morska i Kolonialna. Gdyby nie tak udane przedsięwzięcia jak Grupa Remontowa, to dzisiaj moglibyśmy powiedzieć, że przemysł okrętowy (ten w dużym wymiarze) przeszedł do historii i to nie dlatego, że nie było szansy na jego ocalenie, ale dlatego, że po stronie decydentów rządowych i politycznych zabrakło ludzi z odrobiną wyobraźni o tym choćby, jakie korzyści mogą dawać dobrze prowadzone firmy w tej branży. Stąd też oczekiwania w stosunku do Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, trochę wywodzące się z medycyny: po pierwsze nie szkodzić. Po drugie – budować mechanizmy, które pozwolą różnorakim podmiotom gospodarki morskiej istnieć, działać i rozwijać się. Po trzecie – tam gdzie będzie potrzebne wsparcie, choćby przez zmianę rozwiązań legislacyjnych, tam tego wsparcia z całą mocą rządu polskiego ministerstwo powinno udzielać.

– Chyba największej pomocy tu na naszym Wybrzeżu oczekuje dziś Stocznia Gdańsk, kolebka „Solidarności”, bo przecież jeszcze dwa lata temu pracowało w niej 1700 osób, a teraz już tylko 200.

– Ta stocznia przeszła proces restrukturyzacji, jak to teraz w Polsce ładnie się nazywa, w której główny ciężar został położony nie na stocznię budującą statki, ale na przedsiębiorstwo budujące konstrukcje stalowe, instalacje lądowe czy morskie. Ten eksperyment mamy już za sobą, ale okazał się on chyba nie do końca udany. Być może inwestor, nowy właściciel, a mówię o grupie ISD, zbyt optymistycznie podchodził do przemysłu stoczniowego, a być może jakieś inne czynniki zawiodły? W każdym razie dzisiaj ten podmiot, jeżeli ma dalej istnieć, wymaga wsparcia i to istotnego wsparcia. Nie chcę teraz autorytatywnie wypowiadać się, jakie to ma być wsparcie i w jakim zakresie. Można powiedzieć też inaczej: wystarczy popatrzeć, jak funkcjonuje za płotem Gdańska Stocznia Remontowa, czy Remontowa Shipbuilding. Zdaję sobie sprawę, że Stocznia Gdańsk przez te ciągłe zawirowania wewnątrz i na zewnątrz została wydrenowana z istotnej kadry i to jest chyba dzisiaj dużą bolączką zakładu pracy. Jeszcze zostali pracownicy, którzy pewnie są gotowi do wielu poświęceń, żeby ten zakład pracy istniał. Czas, jaki upłynął, pokazał, że to poświęcenie było marnowane i okazywało się często daremne. Stąd sądzę, że sytuacja Stoczni Gdańsk będzie wymagała „burzy mózgów”, w wyniku której powinien być precyzyjnie określony nie tylko stan faktyczny, ale przede wszystkim perspektywy na przyszłość oraz jakie środki powinny być użyte, aby można było mówić o Stoczni Gdańsk, jako o stoczni – budującej czy remontującej statki. Czy Stocznia Gdańsk w miarę przewidywalnym czasie jest w stanie się odnaleźć, co trzeba zrobić, aby jej pomóc? Tu powinno spotkać się grono osób z dużą wiedzą o przemyśle okrętowym, które powinno pochylić się nad przyszłością Stoczni Gdańsk i w oparciu o ich analizę Ministerstwo Gospodarki Morskiej mogłoby zacząć konstruować rozwiązania, nie tylko pozwalające stoczni przetrwać, ale też po raz kolejny podnieść się i zacząć normalnie funkcjonować.

– Łącznie z powtórnym upaństwowieniem?

– Nie wiem, bo to również wymagałoby wiedzy zdecydowanie większej niż posiadam na temat stoczni. Tam przecież przez ostatnie dwa lata mieliśmy proces oddłużeniowy i wiem, że były przejmowane nieruchomości stoczni m.in. przez instytucje państwowe: Agencję Rozwoju Przemysłu czy Pomorską Specjalną Strefę Ekonomiczną. Nie znam obecnego potencjału, jaki on jest rzeczywiście, stąd powinni tym się zająć praktycy. Jestem przekonany, że nikomu mądremu w przemyśle okrętowym nie zależy na tym, żeby kolejna stocznia w Polsce przestała istnieć oraz że w tym dużym torcie stoczniowym nie tylko polskim, nawet i europejskim, jest miejsce dla takiej firmy, jak Stocznia Gdańsk. Im więcej będzie zakładów przemysłowych, funkcjonujących na uczciwych warunkach w tej branży, tym lepiej dla całej branży. Tym lepiej też będzie dla nas wszystkich na Wybrzeżu, bo tym większe uzasadnienie mają wydziały związane z budową okrętów, silników okrętowych i innych urządzeń na Politechnice Gdańskiej czy w innych wyższych uczelniach. Tym większy będzie sens kształcenia fachowców w zakresie hydrotechniki, czy choćby prawa morskiego itd., itd.. A więc szeroko pojętej nauki, która jest związana z gospodarką morską, z przemysłem okrętowym. Praca w dobrze funkcjonującej stoczni generuje co najmniej 7-8 do kilkunastu miejsc pracy poza stocznią, w głębi kraju i tak trzeba na to patrzeć. To też pokazuje, jaki potencjał dla państwa i jego potrzeb tkwi w przemyśle stoczniowym, nie tylko wyrażony wprost w postaci miejsc pracy.

– Czy nie sądzi Pan, że dużą pomocą dla stoczni byłoby upaństwowienie stoczniowej infrastruktury, którą potem państwo by dzierżawiło prywatnym spółkom? Takie rozwiązania mają miejsce w portach morskich.

– To jest model min. stosowany w Japonii, gdzie właścicielem infrastruktury jest państwo, które potem ją udostępnia podmiotom prywatnym. To funkcjonuje w Polsce w portach morskich, w Gdyni została najbardziej rozwinięta działalność spółek operatorskich na państwowej infrastrukturze. Nie wiem, czy to jest jedyne rozwiązanie, bo znów Holding Remontowa pokazuje, że można gospodarować bez pomocy państwa i bez jego wsparcia. Czasem nawet napotykają ze strony państwa przeszkody. Nie chcę przez to powiedzieć, że to jest zły pomysł. Być może należy się nad nim poważnie zastanowić. W tej chwili mamy pustkę po Stoczni Szczecińskiej i na jej terenach i być może tam warto ten wariant przećwiczyć. Inna jest sytuacja po Stoczni Gdynia, na której terenach (istotnej ich części) zaczęła gospodarować prywatna Stocznia Crist. Od pewnego czasu nie jest już prywatną (gdzie mimo olbrzymich pieniędzy, które państwo pożyczyło właścicielom Stoczni Crist eksperyment się nie udał), została upaństwowiona. To pokazuje wyraźnie, że zastosowanie tylko takich instrumentów z wiarą w to, że przez samo „wejście państwa” będą pozytywne efekty, nie zawsze jest słuszne. Okazuje się, że powodzenie każdego przedsięwzięcia w znaczącej mierze zależy od ludzi, którzy nim kierują. Tak jest choćby w przypadku Grupy Remontowa, gdzie sukces budowany był i jest krok po kroku we współpracy kadry zarządzającej ze związkami zawodowymi. Partnerstwo zarządu prywatnej firmy i prywatnego właściciela ze związkiem zawodowym może przynosić znakomite rezultaty. Jestem przekonany, że dzięki osiągniętej tam mądrej równowadze dialogu ta stocznia mogła odnieść sukces.

– Na zakończenie jeszcze jedno pytanie: czy w nowym podziale resortów dowództwo Marynarki Wojennej powinno powrócić do Gdyni?

– Uważam, że powinno powrócić. Jest to na tyle wyodrębniony rodzaj polskich sił zbrojnych, że zasługuje on na to, aby mieć swoje dowództwo z siedzibą na Wybrzeżu. W tradycji państw morskich, marynarki wojenne zajmują poczesne miejsce w rodzajach uzbrojenia i są prawdziwą perełką i dumą dla rządów tych państw. W marynarkach wojennych jest zaangażowane najnowocześniejsze uzbrojenie, nowoczesne technologie i w zakresie zarządzania tymi rodzajami sił zbrojnych, jak i ich wyposażenia. Proszę zauważyć, w kryzysie przemysłu okrętowego w Europie na cóż takiego prostego wpadły takie państwa, jak Wielka Brytania, czy Niemcy? Na odnowienie potencjału własnej marynarki wojennej poprzez kierowanie do nich inwestycji, bo to one pozwoliły utrzymać dziesiątki tysięcy miejsc pracy, a po drugie – wznieść te zakłady na wyższy poziom rozwoju technologicznego, gdyż w działaniach na rzecz uzbrojenia marynarki wojennej i w budowie nowych okrętów wojennych stosuje się najnowocześniejsze technologie. W Polsce mieliśmy wprawdzie dwa wodowania w tym roku, co należy uznać za wręcz rewelacyjne osiągnięcia. Ale wodowanie okrętu „Ślązak” budowanego od wielu, wielu lat, to było wodowanie nowej jednostki dla Marynarki Wojennej po raz pierwszy od 25 lat! We wrześniu mieliśmy okazję oglądać wodowanie drugiego okrętu już budowanego zdecydowanie krócej w stoczni Remontowa Shipbuilding i chciałoby się, aby ta dobra passa dla Marynarki Wojennej została wydłużona. To pokazuje, że przez 25 lat nie było zrozumienia nie tylko dla gospodarki morskiej, ale nawet dla faktu, iż warto posiadać najnowocześniejszy rodzaj uzbrojenia, czyli morskie siły zbrojne i w nie inwestować. Żeby to robić, trzeba mieć nowoczesne dowództwo Marynarki Wojennej – historycznie osadzone w Gdyni i uważam, że byłaby to jedna z mądrzejszych rzeczy, jakie by zrobił minister obrony narodowej, gdyby pewien stan rzeczy po prostu przywrócił i przerwał ten chaos, jaki powstał poprzez owe dziwaczne zmiany, dla zmiany.

– Oby tak się stało. Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Lechosław Stefaniak

K. Dośla_Przew. Zarz_Reg_S