Dodano: 13 mar 2025, 20:42
Nazwy statków mają bardzo różną historię, pochodzenie, brzmienie, pisownię i bardzo trudno znaleźć prawidłowość, która pozwoliłaby jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie: skąd się biorą nazwy statków? W nazwach jednostek pływających pojawiają się nazwy miast, nazwiska znanych postaci, nazwy geograficzne (jeziora, góry, itp), imiona postaci mitycznych (Zeus), nazwiska i imiona rodziny właściciela statku.
W Kanadzie był nawet statek z nazwą dnia tygodnia – „Friday”. Jest także masowiec o nazwie „Lucky Sunday”. Znalezienie jakiegokolwiek klucza wydaje się zupełnie niemożliwe, ale można przypuszczać, że jest pewna prawidłowość, która rzuca nieco światła na nasze rozważania. Otóż nazwy statków powinny być możliwe do zapisania i wymówienia w języku angielskim, stąd polskie głoski „ś” , „ć”, „ź”, itp. zdecydowanie odpadają.
Wiele nazw jest aż nazbyt oczywistych i nie wymaga żadnego wyjaśnienia, ale niektóre bywają intrygujące. Kiedyś ktoś mnie zapytał, kim był Czułym, którego imię nosił pierwszy statek w całości zbudowany w Stoczni Szczecińskiej.
Analogia wydawała się prosta: zbudowany w gdańsku „Sołdek” to nazwisko trasera ze Stoczni Gdańskiej, pytającemu wydawało się więc, że „Czułym” zbudowany dla ZSRR to nazwisko jakiegoś radzieckiego przywódcy, przodownika pracy lub wybitnego kapitana.
Rosjanie się wstydzili…
Zbudowany w 1953 roku rudowęglowiec typu B 32 „Czułym” wziął swoją nazwę od syberyjskiej rzeki o długości 1799 kilometrów. Następne statki z tej serii również nosiły nazwy rzek, były to: „Tom” (rzeka na Nizinie Zachodniosyberyjskiej), „Ingul” (rzeka na Ukrainie) i „Terek” (rzeka na Kaukazie).
Podczas poszukiwań, dotyczących pierwszych nazw statków zbudowanych w Stoczni Szczecińskiej, zaintrygował mnie fakt, że w czasach rodzącego się socjalizmu i deklarowanej na sztandarach przyjaźni i sojuszu ze Związkiem Radzieckim, pierwsze jednostki budowane w Szczecinie – mieście, które przecież zaledwie od ośmiu lat należało do Polski, nie nosiły nazw wojennych bohaterów, przywódców rewolucji socjalistycznej, bohaterów walki i pracy ZSRR lub innych bratnich państw socjalistycznych, a były po prostu nazwami geograficznymi, często mało znanych i odległych od naszego kraju miejsc.
Przez wiele lat mówiono, że Rosjanie obawiali się, że produkowane w Szczecinie rudowęglowce będą słabej jakości i mówiąc wprost – będą przynosiły wstyd swoim patronom, dlatego na wszelki wypadek nie nadawano im imion wielkich rewolucjonistów lub socjalistycznych przywódców, pozostając przy miejscach mało znanych i oddalonych od centrum ZSRR. Obawy okazały się bezpodstawne, ponieważ statki z serii B-32 sprawdziły się doskonale i przez wiele lat pływały zarówno u polskich, jak i radzieckich armatorów.
Związku z Krzyżakami nikt nie zauważył
Pierwszy statek zbudowany w Stoczni Szczecińskiej dla polskiego armatora – Polskiej Żeglugi Morskiej – nazywał się „Malbork” i został przekazany do eksploatacji w roku 1955.
Zaledwie 10 lat po wojnie z Niemcami polski statek otrzymuje nazwę miasta, w którym znajdowała się główna siedziba Zakonu Krzyżackiego. Widocznie ówczesne władze uznały, że nie ma w tym niczego niewłaściwego, a może po prostu nikt nie zwrócił uwagi na związek nazwy z bliższą i dalszą polsko-niemiecką historią?
Statki są jak kobiety
Tradycja nadawania statkom imion jest prawdopodobnie tak stara jak żegluga. Istnieją dowody, że już w starożytnej Babilonii w III wieku p.n.e. istniały specjalne ceremonie, podczas których statkom nadawano nazwy. Podobnie było w starożytnym Egipcie, Rzymie i Grecji, gdzie również starożytni marynarze nazywali swoje jednostki, aby zyskać przychylność bóstw i ich ochronę podczas rejsów.
Wraz z rozwojem chrześcijaństwa, statki zaczęto nazywać imionami świętych. Później ugruntowała się tradycja nadawania statkom imion autorytetów religijnych i władców państw.
Wszystkie decyzje dotyczące budowy statku mają charakter czysto naukowy i ekonomiczny, ale decyzja o nadaniu statkowi imienia często podejmowana jest na podstawie wierzeń, zwyczajów, a nawet przesądów, co świadczy o jej emocjonalnym charakterze.
W przeszłości jednostki nazywane były imionami bogiń, później królowych i księżniczek. Dlaczego wybierano nazwy żeńskie?
Tego do końca nie wiadomo. Językoznawcy twierdzą, że łacińska nazwa, określająca statek jako navis, jest rodzaju żeńskiego i dlatego statki naznaczano określeniami żeńskimi. Historycy uważają, że chodziło bardziej o opiekę nad jednostką, którą porównywano do opieki matki nad swoim dzieckiem. Jest grupa badaczy, która utrzymuje, że chodziło o podkreślenie związku ze statkiem podobnego do tego, jaki łączyć może kobietę i mężczyznę.
Marynarka wojenna
Tutaj dominują nazwy męskie. Są to najczęściej imiona postaci historycznych, miejsc znaczących dla świadomości narodu, znamienitych dowódców, prezydentów, przywódców, którzy wyróżnili się w historii państwa i narodu.
Właśnie dlatego okręty marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych nazywają się: „Abraham Lincoln”, „America”, „Dallas”, „Chicago”, „George Washington” czy „Alaska”.
Nieco inaczej jest w przypadku Wielkiej Brytanii, która wciąż pozostaje królestwem. To dlatego bojowe jednostki nawodne Royal Navy noszą nazwy z przedrostkiem HMS, co jest akronimem słów Her (His) Majesty’s Ship. Większość aktywnych okrętów wojennych otrzymuje silne, wpływowe nazwy, aby pokazać siłę na morzu.
W XVIII wieku okręty były nazywane na cześć rodziny królewskiej lub miejscowości. Największe statki zostały nazwane na cześć monarchów, ich krewnych lub pałaców. Były to takie nazwy jak: „Royal Anne”, „Royal George” czy „Hampton Court”.
Statki o mniejszym znaczeniu zostały nazwane na cześć angielskich miast, hrabstw lub rzek, takich jak Nottingham, York, czy London.
Pod koniec XVIII wieku nastąpiła zmiana nazw, z większym naciskiem na bogów i bohaterów ze starożytności. W bitwie pod Trafalgarem walczyły okręty: „Ajax”, „Orion”, „Mars” i „Syriusz”.
Przez wiele lat Royal Navy ponownie używała nazw okrętów, które zakończyły służbę i były zastępowane nowszymi jednostkami. Jednak nigdy żadne dwa okręty będące w służbie nie miały tej samej nazwy i ten zwyczaj utrzymywany jest do dziś.
W polskiej Marynarce Wojennej mieliśmy przed drugą wojną światową okręty o nazwach pochodzących od zwierząt, były to: „Wilk”, „Ryś”, „Żbik” „Orzeł” i „Sęp”. Niszczyciele nazywały się: „Grom”, „Burza” i „Błyskawica”. Minowce tworzyły serię ptaków – „Jaskółka”, „Czapla”, Żuraw”, itp. Oczywiście nie mogło zabraknąć okrętu o nazwie „ORP Komendant Piłsudski” – taką nazwę nosiła jedna z kanonierek. Po wojnie w ramach Układu Warszawskiego polskie okręty podwodne nosiły nazwy pochodzące od mieszkańców poszczególnych krain geograficznych, były to: „Kujawiak”, „Ślązak” „Krakowiak”, Mazur” czy „Kaszub”.
Obecnie dwa największe statki w służbie polskiej marynarki wojennej noszą nazwy „ORP Gen. T. Kościuszko” i „ORP Gen. K. Pułaski”.
Wracajmy do cywila
Pierwsze statki zbudowane w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku dla Polskiej Żeglugi Morskiej miały nazwy nawiązujące do budowy nowego, socjalistycznego ustroju w naszym kraju.
Pierwsze rudowęglowce budowane w Stoczni Gdańskiej nazywały się: „Sołdek”, „Brygada Makowskiego”, „Jedność Robotnicza” i „Pstrowski”. Widać wyraźnie, że chodziło o uhonorowanie budowniczych socjalizmu. Co ciekawe, statki budowane w podobnym czasie w Stoczni Szczecińskiej nosiły nazwy polskich jezior i miast. Były to między innymi: „Wicko”, „Mamry”, „Śniardwy”, „Gardno”, „Katowice”, „Gniezno” i „Sławno”. Seria z nazwami miast była kontynuowana, w nazwach pojawiły się także nazwy rzek, jak „Dunajec”, „Bug” i „Pilica”.
Były też jednostki sławiące wielkie zakłady pracy, np.: „Kopalnia Bobrek”, „Kopalnia Mysłowice”, „Huta Będzin” – były to parowce typu Liberty oraz jednostki typu Empire: „Huta Florian”, „Huta Zgoda” czy „Kopalnia Szombierki”.
W Polsce Ludowej były także nazwy statków bez żadnego zabarwienia ideologicznego. We flocie PŻM pływały cztery statki z serii tzw. „bajkowców”, których nazwy pochodziły od postaci z bajek i baśni. Były to zbudowane w Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni: „Krasnal”, „Goplana”, „Skierka” i „Chochlik”.
W roku 1970 PŻM oddała Polskim Liniom Oceanicznym wszystkie drobnicowce i prom „Gryf”, otrzymując w zamian 5 zbiornikowców: „Sudety”, „Karpaty”, „Beskidy”, „Pieniny” i „Giewont”. Stało się tradycją, że nazwy zbiornikowców związane były z górami.
Największe statki, jakie eksploatowane były w polskiej flocie, nosiły nazwy: „Czantoria”, „Sokolica” i „Zawrat”. Były to zbiornikowce, które zostały wprowadzone do floty Polskiej Żeglugi Morskiej w połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Statki miały prawie 300 metrów długości, 48 metrów szerokości i nośność ponad 145 tys. ton.
Nazwy statków były bardzo różne. Była seria tzw. „generałów”, do której należały między innymi „Generał Świerczewski”, „Generał Dąbrowski” i „Generał Berling”. Były polskie uzdrowiska – „Cieplice Zdrój”, „Świeradów Zdrój”, „Rabka Zdrój”.
W połowie lat siedemdziesiątych Stocznia Szczecińska, wówczas jeszcze imienia Adolfa Warskiego, zbudowała dla Polskiej Żeglugi Morskiej statki „Feliks Dzierżyński” i „Walka Młodych”.
10 lat później, w roku 1986, a więc już po wydarzeniach Sierpnia 80 i zaledwie cztery lata po śmierci byłego pierwszego sekretarza Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, z pochylni spłynął masowiec „Władysław Gomułka”. Następca Gomułki na stanowisku pierwszego sekretarza, jego wróg i człowiek, który pozbawił go władzy – Edward Gierek, mógł oglądać wodowanie statku na ekranie telewizora, ponieważ zmarł dopiero 15 lat później, w roku 2001.
Najwięcej, bo aż 39 jednostek, miało w swojej nazwie słowo „kopalnia” – były to między innymi: „Kopalnia Szombierki”, „Kopalnia Sosnowiec”, „Kopalnia Wałbrzych” itd. Niewiele mniej, bo 30 statków, miało w nazwie słowo „ziemia”, były więc: „Ziemia Szczecińska”, „Ziemia Mazowiecka”, „Ziemia Olsztyńska”, „Ziemia Sądecka” itd. W nazwach jednostek pojawiło się 9 uniwersytetów i 4 politechniki. Było też 14 hut, 20 generałów i 8 kapitanów.
Najnowsze statki Polskiej Żeglugi Morskiej noszą nazwy polskich jezior, są wśród nich między innymi: „Polsteam Pile”, „Polsteam Dabie” i „Polsteam Koprowo”.
Nazwy statków ze Stoczni Szczecińskiej
Do roku 1990 największym odbiorcą statków ze Stoczni Szczecińskiej był Związek Radziecki, nazwy jednostek w oczywisty sposób nawiązywały do socjalistycznego charakteru Kraju Rad. Nie bez znaczenia jest także fakt, że armatorem znacznej części budowanych w Szczecinie statków było Ministerstwo Obrony ZSRR. Niektóre statki budowane dla wojska miały tylko symbole, tak jak zbudowane w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku okręty warsztatowe 300-PM-20. Później seria była modernizowana i oznaczana podobnymi symbolami. Okręty – elektrownie miały symbol 305-ENS-244, a okręt desantowy 775-BDK-100.
Pierwszy z serii szkolny okręt rakietowo-artyleryjski nazywał się „Smolny”, pozostałe dwa to „Perekop” i „Khasan”.
W latach 1982-1993 stocznia budowała dla ministerstwa energetyki ZSRR holowniki zaopatrzeniowe typu B-92. Powstało kilkadziesiąt takich jednostek. Wszystkie nosiły nazwę „Neftegaz” i kolejny numer. Statki naukowo-badawcze nosiły imiona wybitnych uczonych. Nazwy zaczynały się od słowa „akademik”, co oznaczało, że patron statku był członkiem Akademii Nauk Związku Radzieckiego. Stoczniowcy nazywali takie statki akademikami. Były więc: „Akademik Fersman”, „Akademik Nalivkin”, „Akademik Namyiotkin” itd.
Pierwszym kontenerowcem zbudowanym po roku 1990 w Stoczni Szczecińskiej był „Kairo”. Armator odebrał jednostkę w grudniu 1991 roku. Statek zabierał na pokład 1012 kontenerów.
Jednym z największych odbiorców kontenerowców ze Stoczni Szczecińskiej była hamburska firma armatorska Rickmers Reederei. To stara, rodzinna firma założona w 1834 roku.
Od początku istnienia wszystkie statki nazywane były imionami członków rodziny. Były więc: „Paul Rickmers”, „Sophie Rickmers”, „Etha Rickmers”, „Camilla Rickmers” itd.
Armatorem który budował kontenerowce w Szczecinie i podobnie jak Rickmers nazywał je imionami członków swojej rodziny był Bernhard Schulte. Statki Schultego nazywały się „Judith Schulte”, „Renate Schulte”, czy „Sophie Schulte”.
Zbiornikowce budowane dla norweskiej firmy, należącej do Dana Odfjella, mają w nazwie słowo „bow”, oznaczające po angielsku – ukłon. Statki powstałe w Szczecinie nosiły nazwy: „Bow Fortune”, „Bow Summer”, „Bow Star”. Podobne nazwy miały jednostki wyprodukowane w stoczni Kvaernera – „Bow Chain”, „Bow Flora” itd. Słowo bow powtarzało się w nazwie, niezależnie od tego, w jakiej stoczni statek został zbudowany.
Zdarzało się, że statek był wodowany pod inną nazwą niż widniała na burcie, kilka tygodni później podczas przekazania statku armatorowi. Działo się tak dlatego, że jednostka była czarterowana innemu armatorowi i to on nadawał jej nową nazwę. I tak „Elisabeth Ricmers” w momencie wyjścia ze stoczni nazywała się „CSAV Santos”, „Peter Rickmers” zmienił nazwę na „Kajama”, a Merkur Delta” na „CSAV Romeral”.
Statek na przestrzeni kilkudziesięciu lat eksploatacji może wielokrotnie zmieniać nazwę i właściciela, ale niezmienny pozostaje numer IMO, czyli siedmiocyfrowy numer identyfikacyjny. Do ostatniego rejsu, którym najczęściej jest podróż do stoczni złomowej, numer pozostaje ten sam.
O nazwie statku decyduje właściciel
W nazwach były także morza, a właściwie ich łacińskie nazwy: – „Mare Ibericum”, „Mare Adriaticum”, „Mare Balticum”.
O nadaniu nazwy statku decyduje jego właściciel. Nazwy jednostek są bardzo różne, mogą być konkretne, takie jak nazwy miast, mórz, imiona członków rodziny. Mogą być wytworem wyobraźni i fantazji. Powinny jednak spełniać bardzo ważne kryterium, jakim jest możliwość wymówienia i napisania nazwy w języku angielskim. Nasze litery, takie jak np. ą, ś, czy ć, nie mogą być używane.
To dlatego wymieniony wcześniej masowiec Polskiej Żeglugi Morskiej nazywa się „Polsteam Dabie”, a nie „Polsteam Dąbie”. Znany jest także problem z nazwami „Solidarność” i „Grażyna Gęsicka”.
Marynarze od wieków są przesądni i wierzą, że nazwa może przynosić jednostce pecha lub szczęście, a przecież nikt nie chciałby pływać na nie mającej szczęścia jednostce. Zdarzało się, że ktoś odmawiał rejsu na statku, bo uważał jednostkę za mało szczęśliwą. A poza tym, piękne statki powinny mieć przecież oddające ich piękno nazwy.