Dodano: 18 gru 2023, 19:54
Ponad dwa tysiące stoczniowców Stoczni Szczecińskiej Porta Holding S.A. domaga się od Skarbu Państwa odszkodowania za doprowadzenie do upadku stoczniowego holdingu w wyniku bezprawnych działań polityków i urzędników państwowych.
Przed Sądem Okręgowym w Szczecinie odbyła się kolejna rozprawa w trwającym od jedenastu lat procesie, w którym akcjonariusze Stoczni Szczecińskiej Porta Holding S.A. domagają się odszkodowania za utratę wartości akcji.
– Walczymy o swoje .pieniądze. Przez wiele lat wypracowaliśmy te środki i pieniądze za te akcje nam się po prostu należą. Mamy nadzieję, że po wielu latach procesu sąd wyda wreszcie sprawiedliwy wyrok, który będzie dla nas satysfakcjonujący – mówi Kazimierz Krukowski, były pracownik i akcjonariusz Stoczni Szczecińskiej.
Sprawa jest złożona, bowiem do wyjaśnienia pozostaje niezwykle ważna kwestia, zawierająca się w dwóch fundamentalnych pytaniach. Czy banki zaprzestały finansowania stoczni, bo obawiały się jej upadku? I drugie pytanie: czy gdyby banki pod naciskiem rządu nie zaprzestały kredytowania stoczni, to firma by przetrwała?
Coraz więcej przesłanek pojawiających się w sprawie wskazuje, że banki nie obawiały się upadku stoczniowego holdingu i chciały go nadal kredytować, ponieważ wskaźniki ekonomiczne nie dawały podstaw do obaw o przyszłość. Holding miał bowiem podobne wyniki finansowe jak inne stocznie europejskie.
Porównanie zaś przez biegłych, powołanych w sprawie, Stoczni Szczecińskiej Porta Holding S.A. ze stoczniami azjatyckimi, jest niemiarodajne, ponieważ stocznie koreańskie czy japońskie posiadały w swoich strukturach banki (tak jest zresztą do dziś) oraz były wspierane przez Państwo, co w znaczący sposób wpływało na ich standing finansowy.
Wygląda więc na to, że gdyby banki pod naciskiem polityków nie zaprzestały finansowania holdingu to stocznia nie tylko by przetrwała, ale stoczniowy holding mógłby się rozwijać i dziś mielibyśmy w Szczecinie nowoczesną, dobrze funkcjonującą stocznię.
Saudowie mogli uratować stocznię
W toczącym się procesie na światło dzienne wychodzą przy tym nowe, nieznane fakty, między innymi ten dotyczący zamówienia w 2002 roku przez Saudów w Stoczni Szczecińskiej serii chemikaliowców o wartości ponad 600 milionów USD.
To jedno zamówienie nie tylko pozwoliłoby na całkowitą spłatę zadłużenia stoczni wobec banków, ale jeszcze dałoby sporą nadwyżkę finansową.
Kontrakt był uzgodniony, pozostało tylko spotkać się z Saudami i podpisać formalne dokumenty.
I właśnie w tym momencie ambasador RP w Arabii Saudyjskiej Krzysztof Płomecki dowiedział się od ówczesnego ministra gospodarki Jacka Piechoty, że stocznia upadła. Sytuacja, w jakiej postawiło to nasz kraj, stała się co najmniej niezręczna.
Prezes stoczniowego holdingu, Krzysztof Piotrowski twierdzi, że nie było powodu, by sprawnie działające przedsiębiorstwo praktycznie z dnia na dzień, w wyniku decyzji politycznych nie mających nic wspólnego z logiką prowadzenia biznesu, przestało istnieć.
– Strona rządowa doskonale wiedziała, że jak odetnie nam finansowanie, to doprowadzi do upadku stoczni – mówił dziennikarzom na sądowym korytarzu Krzysztof Piotrowski – prezes Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA.
Europa chciała ratować prywatne stocznie
W całej historii pojawia się jeszcze jeden wątek. Otóż kiedy Stocznię Szczecińską doprowadzano do upadku, Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), chcąc ratować europejski przemysł okrętowy przed zdominowaniem przez azjatycką konkurencję, postanowiła przyznać europejskim stoczniom pomoc finansową w wysokości przekraczającej 600 mln USD.
OECD postawiła jednak bardzo istotny warunek: pomoc finansową mogły otrzymać wyłącznie stocznie prywatne. Ten zapis spowodował, że zrenacjonalizowana Stocznia Szczecińska, która zmieniła nazwę na Stocznia Szczecińska Nowa, nie mogła otrzymać europejskich środków pomocowych, na które podobno politycy bardzo liczyli.
– W toku postępowania pojawiło się szereg faktów, między innymi to, że w sprawie została powołana jako przewodnicząca zespołu biegłych, sędzia Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Jest to sytuacja bez precedensu w polskim wymiarze sprawiedliwości, żeby w sprawie przeciwko Skarbowi Państwa jako biegła występowała sędzia – mówi reprezentujący stoczniowców adwokat Piotr Barcz.
Wniosek o wykluczenie sędzi z zespołu biegłych został przez sąd oddalony, podobnie jak szereg innych wniosków, składanych przez adwokatów reprezentujących akcjonariuszy stoczni.
Największy pozew zbiorowy w historii polskiego sadownictwa
Sprawa stoczniowego holdingu to największy pozew zbiorowy w Polsce. O odszkodowania walczy ponad 2 tysiące osób.
– Walczymy już nie dla siebie, bo wielu z nas ma już swoje lata, ale dla naszych dzieci – mówią akcjonariusze stoczni.
Sprawa po raz trzeci toczy się przed Szczecińskim Sądem Okręgowym i trudno na razie przewidywać, czy wreszcie zakończy się po myśli stoczniowców, czy ponownie trafi do Sądu Apelacyjnego.
Stoczniowcy wciąż czekają na sprawiedliwość.