WARSZAWA: 19:27 | LONDYN 17:27 | NEW YORK 12:27 | TOKIO 02:27

Z kapitan ż.w. Klaudią Skotnicą rozmawia Wojciech Sobecki Morze mamy w genach

Dodano: 27 cze 2025, 8:20

Analizując historię pani rodziny widać, że morze macie w genach…

– To bardzo trafne spostrzeżenie. Mój ojciec był kapitanem żeglugi wielkiej, więc można powiedzieć, że mam dobre wzorce genetyczne. Jako dwuletnia dziewczynka byłam na statku i mogłam usiąść w kapitańskim fotelu. Oczywiście nie pamiętam tego momentu, ale rodzice opowiadali mi, że tak było.
Kiedy miałam 6 lat, ojciec zabrał mnie i mamę w dwumiesięczny rejs. Do dziś zachowałam w pamięci wspomnienia z tamtej podróży.
Od najmłodszych lat wiedziałam, że chcę związać swoją przyszłość z morzem. Ale interesowało mnie tylko jedno miejsce – mostek kapitański. Temu celowi podporządkowałam swoją edukację. Naturalnym wyborem po zdaniu matury była Wyższa Szkoła Morska w Szczecinie. Na studiach jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że chcę zostać kapitanem statku. Wiedziałam, że realizacja tego zamierzenia nie będzie łatwa, ale ja łatwo się nie poddaję.

Morze wybrała także córka…

– Tak. W dniu, kiedy rozmawiamy, Livia wypłynęła w swój pierwszy rejs na „Nawigatorze XXI”. Ale to nie była prosta decyzja. Córka najpierw wybrała kosmetologię na Pomorskim Uniwersytecie Medycznym.
Dopiero po pewnym czasie doszła do wniosku, że to jednak nie będzie jej życiowa droga i zmieniła uczelnię na Politechnikę Morską, wybierając Wydział Nawigacyjny.
Można powiedzieć, że morze kolejny raz wygrało. Tak było w przypadku mojego ojca, mnie, kiedy ponad dwadzieścia lat temu przekraczałam próg uczelni, na której dziś studiuje Livia i tak jest w przypadku mojej córki. Wygląda na to, że rośnie trzecie pokolenie kapitanów w naszej rodzinie, choć przed Livią jeszcze daleka droga do kapitańskiej czapki z „jajecznicą”, ale początek został zrobiony. Syn wybrał studia psychologiczne na uniwersytecie, więc w naszej rodzinie to kobiety od dwóch pokoleń podtrzymują marynarską tradycję.

Klaudia Skotnica

Czy patrząc na córkę widzi Pani w niej swoje odbicie?

– W niektórych cechach na pewno tak, ale to oddzielna, niezależna osobowość, która musi układać życie samodzielnie. Nie jest i nigdy nie będzie kopią mnie, powinna zawsze być sobą, choć pewne moje cechy z pewnością odziedziczyła.

Czy odradzała jej Pani studia na Politechnice Morskiej?

– Ani nie odradzałam, ani nie zachęcałam. To był jej wybór. Livia nigdy nie była ze mną w żadnym rejsie na statku. Można powiedzieć, że obserwowała marynarskie życie z zewnątrz. Teraz sama zdecydowała, że chce wejść do środka i stać się jego częścią. Będę ją wspierać i pomagać w miarę swoich umiejętności i możliwości, bo taka jest według mnie rola matki, ale wiem, że do wszystkiego musi dojść sama, bo morze jest nie tylko piękne, ale także bardzo wymagające i każdy swój morski egzamin musi zdać sam.

Chęć realizacji marzeń i upór zaprowadziły Panią na mostek kapitański?

– Taka właśnie była kolejność – najpierw marzenia, a później upór i konsekwencja w ich realizacji. Po szkole morskiej nikt nie chciał mnie zatrudnić na morzu, nawet w celu odbycia praktyki morskiej, a bez praktyki nie można zostać oficerem na statku. Odwiedziłam kilkadziesiąt agencji pośrednictwa pracy dla marynarzy od Szczecina do Trójmiasta, niestety bez efektu. Starsi panowie, pracujący w takich agencjach, odradzali mi pracę na morzu z drwiącym i nawet niespecjalnie skrywanym uśmiechem. Mówili, że jeśli koniecznie chcę pracować na statkach, to co najwyżej w charakterze stewardesy.
Pomógł mi tata, który korzystając ze swoich znajomości, mówiąc kolokwialnie po prostu „załatwił mi” możliwość praktyki na statku.
Dziś praca kobiet na statkach, nawet tych największych, nie budzi już takich kontrowersji, ale kiedy ja zaczynałam, było naprawdę ciężko. Obecnie kobiet na statkach – także na tych najwyższych, oficerskich stanowiskach – jest coraz więcej i moim zdaniem to bardzo dobrze, bo okazało się, że chcemy i potrafimy pracować na morzu, a armatorzy coraz bardziej nas doceniają.

Czy pamięta pani pierwszy statek, na który weszła Pani już jako kapitan?

– To był ponad dwudziestoletni, niewielki – bo mający około 20 tys. ton nośności i około 190 metrów długości – chemikaliowiec, należący do niemieckiego armatora. Mimo wieku, był to dobry statek i pływała na nim bardzo zgrana i dobra załoga. Trzeba pamiętać, że atmosferę na statku zawsze tworzą ludzie. Nowoczesne urządzenia, rozwiązania techniczne, systemy zabezpieczeń pomagają w pracy, ale to ludzie są najważniejsi, bo bez nich nawet najwspanialsza technika sobie nie poradzi. Wielokrotnie przekonywałam się, że na tych starszych, czy mniej dopracowanych jednostkach pływały wspaniałe, zgrane załogi, które radziły sobie z każdym problemem.

Czy bycie kobietą przeszkadza w pracy na statku?

– Dzisiaj już nie. Jeszcze kilkanaście lat temu kobieta na statku, a tym bardziej kobieta kapitan, budziła zdziwienie. Teraz sytuacja zmieniła się diametralnie i widok kobiety w oficerskim mundurze, wydającej polecenia kilkunastu mężczyznom, nie jest niczym nadzwyczajnym, nawet w takich krajach jak chociażby Turcja. Kiedy jeżdżę do tureckich stoczni na odbiory statków, widzę jak wiele się zmieniło. Kobiety pracują tam w biurach armatorskich, na statkach, w stoczniach i nikogo już to nie dziwi.
Na morzu zawsze decyduje profesjonalizm i tym zdobywa się szacunek podwładnych. Jeśli udowodnisz, że znasz swoją robotę, to płeć nie ma znaczenia.
Kobieta na statku łagodzi obyczaje, a rozwaga, odpowiedzialność i tzw. kobieca intuicja pomagają rozwiązać wiele trudnych sytuacji. Ale żadna z tych cech nie pomoże, jeśli nie będzie poparta rzetelną wiedzą, zdobywaną podczas studiów na uczelni i później podczas pracy na morzu.

Praca na morzu wymaga szczególnych cech charakteru. To trudny wybór i ciężka praca, ale z wysokości kapitańskiego mostka świat wygląda inaczej…

– Morze uczy pokory i wytrwałości. To często powtarzany slogan, ale tak właśnie jest. Droga na kapitański mostek jest trudna i nie ma na niej skrótów. Trzeba samemu pokonać każdy stopień schodów, od zbiorników zęzowych statku aż do mostka. Dobrze, jeśli na tej drodze są ludzie, którzy chcą pomóc, a na takich często trafiałam.
Jeśli ludzie widzą, że chcesz poznać statek i czegoś się nauczyć, to nawet jeżeli początkowo nie mają zaufania, to widząc twoje zaangażowanie, w końcu uwierzą i pomogą. Ta zasada sprawdziła się u mnie wielokrotnie. Kiedy byłam jeszcze junior oficerem pozwolono mi tankować zbiorniki statku do pełna. To nie jest łatwa praca i wiąże się z wielką odpowiedzialnością. Najczęściej robi to Chief officer, ale pozwolił mi to zrobić, bo obserwował moje zaangażowanie podczas rejsu i widział, jak bardzo chcę się wszystkiego nauczyć. Jeśli się czegoś naprawdę chce, to zawsze znajdą się ludzie, którzy pomogą.

Czy zdarzały się rejsy, podczas których nie była pani jedyną kobietą na statku?

– Zdarzały się takie przypadki. Na jednym ze statków, na którym byłam, trzecim oficerem, trzeci mechanik była kobietą i jeszcze płynęła z nami jako kadetka młoda dziewczyna ze Szkocji.
Ta Szkotka rozwinęła swoją karierę i jest dzisiaj na wysokim stanowisku w jednej z brytyjskich firm i nadal utrzymujemy ze sobą kontakt. Armatorzy coraz częściej zatrudniają kobiety, bo widzą, że są dobrymi marynarzami i dobrymi oficerami.
Znam armatora z Danii, który wprowadził na swoje jednostki zasadę, zgodnie z którą połowę załogi stanowią kobiety. Kiedy ja zaczynałam pływać, kobieta na statku to była rzadkość, dziś jest to normalność, która nikogo nie dziwi. To pokazuje, jak zmienił się świat.

Czy często wraca pani myślami do szkoły morskiej?

– Bardzo często myślę o tym, czego nauczyła mnie szczecińska uczelnia. Wiem, że to dzięki ludziom, którzy poświęcili mi swój czas, kiedy byłam studentką, mogę dzisiaj być kapitanem. Oczywiście bardzo ważne jest własne nastawienie, ambicje i chęć realizacji marzeń, ale tymi ambicjami ktoś musi pokierować i dać mocne podstawy do dalszego rozwoju. I to właśnie daje szkoła. Później – z latami pracy – przychodzi doświadczenie, nabiera się praktyki, ale fundament, na którym można budować przyszłość, musi dać uczelnia.

Czy widzi się Pani jako nauczyciel na Politechnice Morskiej?

– Lubię i myślę, że potrafię uczyć, więc chętnie się swoją wiedzą podzielę ze studentami. Chciałabym uczyć przedmiotów praktycznych, ponieważ jestem przede wszystkim praktykiem. Znam statki, bo przecież przeszłam drogę od kadetki do kapitana, dziś pracuję jako marine superintendent, jeżdżę na inspekcje, odbieram statki ze stoczni, więc myślę, że mogę przekazać sporo praktycznej wiedzy, dzięki której młodym ludziom będzie łatwiej odpowiedzieć sobie na pytanie, czy morze jest dla nich dobrym wyborem.

Jaki będzie pani następny etap zawodowego życia?

– Chciałabym dzielić się swoją wiedzą, ale także popływać jako kapitan na promie. To byłoby dla mnie nowe wyzwanie, bo na takich statkach nigdy nie pracowałam. W Gdańsku powstają nowe promy dla polskich armatorów, więc może będzie to dla mnie szansa nowej pracy.
Promy oferują dobry system zmian załogi, jest się bliżej domu, a poza tym ja bardzo lubię ludzi, więc statek pasażerski byłby dla mnie doskonałym miejscem.

I tego pani życzę, dziękując za rozmowę.

Wywiad w drukowanej wersji rozszerzonej ukazał się w Magazynie Bezpieczna Woda

Kursy walut

Średnie kursy walut NBP z: data

1 EUR - 1 USD -
1 CHF - 1 GBP -

Redakcja i reklama

Jezeli chcesz się z nami skontaktować lub nawiązać współpracę skorzystaj z formuarza
» kontakt

Wszystkie prawa zastrzeżone INFOMARE.pl

Realizacja portalu: Agencja Interaktywna KULIKOWSKI-IT.pl Projektowanie stron internetowych Szczecin