WARSZAWA: 20:17 | LONDYN 18:17 | NEW YORK 13:17 | TOKIO 03:17

Morskie historie: 60 rocznica śmierci Henryka Jendzy

Dodano: 26 lip 2022, 7:13

26 lipca 2022 roku mija 60. rocznica śmierci legendarnego dyrektora Stoczni Szczecińskiej, Henryka Jendzy. Mimo upływu lat, to właśnie ta postać nie tylko dla stoczniowców, ale także dla mieszkańców Szczecina stała się symbolem pierwszych, powojennych sukcesów Stoczni Szczecińskiej.
Henryk Jendza urodził się 14 października 1921 roku w Wilnie. Uczył się na Wydziale Mechanicznym Państwowej Szkoły Technicznej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. Szkołę skończył w roku 1942, uzyskując tytuł technika mechanika. Pracę zawodową rozpoczął w czasie wojny w kolejnictwie. Przez rok był maszynistą kolejowym, później pracował w Wydziale Szkolenia Kadr w Dyrekcji Wileńskich Kolei Państwowych.
Po wojnie trafił do Szczecina. Przez krótko był zatrudniony w Urzędzie Wojewódzkim. W latach 1946–1948 pracował w Zakładzie URSUS, z których powstała później Fabryka Mechanizmów Samochodowych POLMO. Przed podjęciem pracy w stoczni, przez dwa lata
w latach 1948–1950 był dyrektorem Miejskich Zakładów Samochodowych.
Henryk Jendza kierował stocznią przez 12 lat, w okresie 1950–1962. W chwili objęcia stanowiska miał 29 lat. Był to dla stoczni w Szczecinie i dla całego polskiego przemysłu okrętowego bardzo trudny czas odbudowy ze zniszczeń wojennych.
Pod koniec 1949 roku Polska podpisała z ZSRR umowę na dostawę statków w latach 1950–1955. Statki miały budować polskie stocznie, w tym także Stocznia Szczecińska. Pierwszy statek z zamówionej przez ZSRR serii jednostek, ss „Czułym”, zwodowano 16 grudnia 1952 roku.
Statek oznaczony stoczniowym symbolem budowy B-32/I trudno zaliczyć do sukcesów stoczni.
Szczecińscy stoczniowcy nie mieli doświadczenia w budowie statków towarowych. Przed rozpoczęciem budowy parowców serii B32 stocznia zwodowała pozostawiony przez Niemców na pochylni kadłub jednostki typu HANSA A oraz budowała drewniane i stalowe kutry rybackie. „Czułym” stał się więc swego rodzaju „poligonem doświadczalnym”, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
W momencie wodowania wiadomo było, że na budowie pierwszego w całości powstającego w Szczecinie statku stocznia ponosi straty. Mimo przepracowania 600 tys. roboczogodzin, kadłub schodząc z pochylni miał bardzo niski procent gotowości technicznej.
Na pomoc szczecinianom przyjechała grupa około 100 pracowników ze Stoczni Gdańskiej, którzy pomagali głównie przy pracach ślusarskich i rurarskich. Dzięki tej pomocy, w listopadzie 1953, a więc po prawie roku od wodowania, „Czułym” mógł wyruszyć w próby morskie.

Morski egzamin dla pierwszego szczecińskiego statku okazał się zbyt trudny. W czasie prób morskich uszkodzono śrubę napędową i statek musiał wrócić do stoczni. Po usunięciu awarii, w wigilię Bożego Narodzenia statek po raz drugi wyszedł w próby morskie. Próby trwały do końca roku i tym razem zakończyły się pomyślnie.
W Sylwestra 1953 roku, a więc po 26 miesiącach od położenia stępki i ponad roku od wodowania, jednostkę przekazano armatorowi ze Związku Radzieckiego.
Statki z serii B32 budowane były w Stoczni Szczecińskiej, ale trudno nazwać je statkami w pełni polskimi, a tym bardziej szczecińskimi. Projekt jednostek powstał w Centralnym Biurze Konstrukcji Okrętowych (CBKO-1) w Gdańsku, w oparciu o dokumentację przekazanego Polsce w ramach powojennego podziału floty niemieckiej węglowca „KOLNO”, zbudowanego w 1936 roku w niemieckiej stoczni Lubecker Maschinen Gedellschafft.
Konstrukcja „Czułyma” była w większości nitowana. Spawana była tylko część styków i szwów poszycia kadłuba, dna wewnętrznego i zbiorników. Późniejsze wersje były już całkowicie spawane, a kotły parowe zasilane były już nie węglem, lecz olejem opałowym. Napęd stanowiła dwucylindrowa maszyna parowa o mocy 1288 kW, wyprodukowana w zakładach „Zgoda” w Świętochłowicach. Parę dostarczały dwa opalane węglem kotły. Zasobnie statku mieściły 460 ton węgla, co wystarczało na przebycie 4 700 mil morskich przy prędkości 11 węzłów. Średnio statki zużywały około 27 ton węgla na dobę. Parowce serii B32 zaprojektowane zostały do przewozu ładunków masowych, głównie węgla.
Kilka jednostek z serii B32 zamówiła Polska Żegluga Morska. Pierwszym statkiem dla polskiego armatora był „Malbork”, który armator odebrał w kwietniu 1955 roku.

Henryk Jendza marzył o budowie w Szczecinie znacznie większych jednostek. Kiedy podczas pożaru spłonęła hala wyposażeniowa oraz rurownia i ślusarnia, Jendza postanowił wykorzystać ten fakt do modernizacji zakładu. O ile wcześniej władze niezbyt chętnie patrzyły na rozwój szczecińskiego ośrodka budowy statków, bardziej stawiając na rozbudowę stoczni w Trójmieście, to teraz, po pożarze, środki na odbudowę spalonych obiektów i ewentualnie budowę nowych musiały się znaleźć.
Właśnie wtedy zapadła decyzja o utworzeniu nowoczesnego ośrodka kadłubowego Wulkan, dającego możliwość budowy statków o nośności 25 tys. DWT. W ramach inwestycji powstały dwie pochylnie – W-1 i W-2.
Stępkę pod pierwszy szczeciński dziesięciotysięcznik MS „Janek Krasicki” położono w grudniu 1958 roku. Wodowanie odbyło się 29 września 1959 roku, a oddanie do eksploatacji Polskim Liniom Oceanicznym nastąpiło 18 czerwca 1960 roku. W tym czasie dyrektorem stoczni był wciąż Henryk Jendza.
W okresie pracy Henryka Jendzy na stanowisku dyrektora Stoczni Szczecińskiej zwodowano łącznie ponad 80 statków. Jego nagła śmierć na zapalenie wyrostka robaczkowego była wielkim zaskoczeniem. W pogrzebie, który stał się manifestacją, uczestniczyło ponad 50 tys. osób.
Rok po śmierci legendarnego dyrektora w Stoczni Szczecińskiej zwodowano drobnicowiec „Henryk Jendza”. Matką chrzestną statku była matka zmarłego dyrektora, Maria Jendza. Po wyposażeniu statek sprzedano armatorowi z Chińskiej Republiki Ludowej, zmieniając nazwę na „Qianjin”. Stoczniowcy poczuli się oszukani i nie kryjąc oburzenia domagali się uczczenia pamięci dyrektora stoczni.

W 1966 roku, a więc cztery lata po śmierci Jendzy, w Stoczni Szczecińskiej powstał statek noszący na burcie nazwę „Henryk Jendza”. Przez ponad 20 lat statek pływał w barwach Polskich Linii Oceanicznych.
Henryk Jendza był człowiekiem niezwykłym. Nie mając kierunkowego wykształcenia,, potrafił na gruzach zniszczonych bombardowaniami niemieckich stoczni stworzyć początki powojennego szczecińskiego przemysłu okrętowego. Skupił wokół siebie ludzi, którzy tak jak on chcieli zrealizować wizję, która w tamtych czasach wydawała się nierealna. Wszyscy razem uczyli się nie tylko jak budować statki, ale też jak odbudować zniszczoną stocznię, w której miały powstawać już nie niemieckie, ale polskie statki.

Przez wiele lat dzieło Henryka Jendzy z sukcesem kontynuowali jego następcy. 35 lat po śmierci dyrektora Stocznia Szczecińska klasyfikowana była na piątym miejscu wśród najlepszych stoczni świata.
Później stocznię zamknięto, a sprzedażą majątku zajął się syndyk. Po kilku latach na terenach postoczniowych powstał Szczeciński Park Przemysłowy. Od kilku lat na terenach byłej Stoczni Szczecińskiej działa Stocznia Szczecińska „Wulkan”, która stara się wrócić do tradycji przemysłu okrętowego w Szczecinie. Czy jej się uda? Zobaczymy.