WARSZAWA: 18:58 | LONDYN 16:58 | NEW YORK 11:58 | TOKIO 01:58

Morze jest moim przeznaczeniem

Dodano: 08 kw. 2018, 21:22

Z kapitan ż.w. Klaudią Skotnicą-Filat rozmawia Wojciech Sobecki

Patrząc na Pani zawodowy życiorys, można odnieść wrażenie, że morze jest Pani przeznaczeniem….

– Myślę, że to bardzo trafne spostrzeżenie. Mój ojciec był kapitanem żeglugi wielkiej, więc można powiedzieć, że mam dobre wzorce genetyczne. Jako dwuletnia dziewczynka byłam na statku i mogłam usiąść w kapitańskim fotelu. Oczywiście nie pamiętam tego momentu, ale rodzice opowiadali mi, że tak było.
Kiedy miałam 6 lat, ojciec zabrał mnie i mamę w dwumiesięczny rejs. Do dziś zachowałam w pamięci wspomnienia z tamtej podróży. Od najmłodszych lat wiedziałam, że chcę związać swoją przyszłość z morzem. Ale interesowało mnie tylko jedno miejsce – mostek kapitański. Temu celowi podporządkowałam swoją edukację. Naturalnym wyborem po zdaniu matury była Wyższa Szkoła Morska w Szczecinie. Na studiach jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że chcę zostać kapitanem statku. Wiedziałam, że realizacja tego zamierzenia nie będzie łatwa, ale ja łatwo się nie poddaję.

Chęć realizacji marzeń i upór zaprowadziły Panią na mostek kapitański?

– Taka właśnie była kolejność – najpierw marzenia, a później upór i konsekwencja w ich realizacji. Po szkole morskiej nikt nie chciał mnie zatrudnić na morzu, nawet w celu odbycia praktyki morskiej, a bez praktyki nie można zostać oficerem na statku. Odwiedziłam kilkadziesiąt agencji pośrednictwa pracy dla marynarzy od Szczecina do Trójmiasta, niestety bez efektu. Starsi panowie, pracujący w takich agencjach, odradzali mi pracę na morzu z drwiącym i nawet niespecjalnie skrywanym uśmiechem. Mówili, że jeśli koniecznie chcę pracować na statkach, to co najwyżej w charakterze stewardesy. I tu pomógł mi tata, który korzystając ze swoich znajomości, mówiąc kolokwialnie po prostu „załatwił mi” możliwość pracy na statku. Dziś praca kobiet na statkach, nawet tych największych, nie budzi już takich kontrowersji, ale kiedy ja zaczynałam, było naprawdę ciężko. Obecnie kobiet na statkach – także na tych najwyższych, oficerskich stanowiskach – jest coraz więcej i moim zdaniem to bardzo dobrze.

Praca na morzu wymaga szczególnych cech charakteru. To trudny wybór i ciężka praca, ale z wysokości kapitańskiego mostka świat wygląda inaczej…

– Morze uczy pokory i wytrwałości. To często powtarzany slogan, ale tak właśnie jest. Droga na kapitański mostek jest trudna i nie ma na niej skrótów. Trzeba samemu pokonać każdy stopień schodów, od zbiorników zęzowych statku aż do mostka. Dobrze, jeśli na tej drodze są ludzie, którzy chcą pomóc, ale nie zawsze tak jest.
Dziś z perspektywy lat widzę, że ta droga uczy odpowiedzialności, a właśnie odpowiedzialność i umiejętność przewidywania konsekwencji swoich decyzji są dla kapitana niezwykle ważne. Na morzu kapitan może korzystać z porad, analizować informacje, rozważać wiele możliwości, ale tak naprawdę ostateczną decyzję zawsze podejmuje sam. To postanowienie decyduje o losach załogi i często bardzo drogiego ładunku. Patrząc z psychologicznego punktu widzenia, załoga oczekuje od kapitana twardych decyzji, bo na środku wzburzonego oceanu ludzie muszą wiedzieć, co mają robić w każdej sytuacji. Tu nie może być mowy o pomyłce, bo morze bardzo rzadko wybacza błędy i bardzo często srodze za nie karze. Odpowiedzialność jest więc ogromna.

Czy bycie kobietą może być przeszkodą w dowodzeniu statkiem?

– Trudno to jednoznacznie ocenić, bo każda opinia będzie subiektywna. Na pewno trudno przekonać męską załogę do tego, że kobieta może dowodzić, a więc wydawać polecenia kilkunastu facetom i może robić to dobrze. W pewnej części tzw. męskie ego zawsze zostaje urażone, przynajmniej na początku współpracy.
Jest to szczególnie widoczne w międzynarodowych załogach, gdzie marynarze pochodzą z kultur, w których tradycyjnie pozycja kobiety w hierarchii społecznej jest dużo niższa od mężczyzny. W takim przypadku zaakceptowanie kobiety-kapitana, który będzie im wydawał polecenia, jest szczególnie trudne. Ale ostatecznie na morzu zawsze decyduje profesjonalizm i tym zdobywa się szacunek podwładnych.
Z drugiej strony, kobieta na statku łagodzi obyczaje, a rozwaga, odpowiedzialność i tzw. kobieca intuicja pomagają rozwiązać wiele trudnych sytuacji. Ale żadna z tych cech nie pomoże, jeśli nie będzie poparta rzetelną wiedzą, zdobywaną już podczas studiów na uczelni i później podczas pracy na morzu.

Właśnie o tej praktycznej stronie mówiła Pani podczas spotkania ze studentami szczecińskiej Akademii Morskiej?

– Chciałam, aby uczestnicy spotkania otrzymali jak najwięcej praktycznej wiedzy, bo teorię poznają na uczelni. Przyjemność ze spotkania była tym większa, że jako absolwentka szczecińskiej uczelni przez wiele lat zajmowałam miejsca, na których siedzieli studenci, a teraz znalazłam się po drugiej stronie katedry. To ciekawe i inspirujące doświadczenie. Chciałam ich przekonać, że warto realizować marzenia, wyznaczyć sobie drogę, którą będzie się dążyć do celu. Stosując nieco morskie porównanie można powiedzieć, że jeśli nie wiesz, dokąd chcesz płynąć, dopłyniesz co najwyżej do przypadkowego portu lub nie dopłyniesz do żadnego. W życiu jest podobnie – musisz wiedzieć, jaki jest twój cel i konsekwentnie do niego dążyć.
Po spotkaniu wiele osób podchodziło i pytało o bardzo konkretne sprawy. Rozumiem to, bo często były to rzeczy bardzo osobiste, o których trudno rozmawiać na szerszym forum, gdy słuchają koleżanki i koledzy. Starałam się pomóc i mam nadzieję, że przynajmniej część studentów z moich podpowiedzi skorzysta wybierając swoją zawodową drogę. Być może z niektórymi spotkamy się gdzieś na morzu.

Rozpoczynając naszą rozmowę miałem nadzieję, że porozmawiamy trochę o romantyzmie morza, a tymczasem ten romantyzm trochę nam umknął…

– Morze jest bardzo surowym egzaminatorem dla wszystkich, którzy decydują się na jego podbój. Nie wolno nam zapominać, że to jeden z najpotężniejszych żywiołów, ale oczywiście jest także piękne, romantyczne, wspaniałe w swojej sile i wielkości.
Nie ma dwóch identycznych widoków morza, mogą być podobne, ale nigdy nie będą identyczne, dlatego nie można zrobić dwóch identycznych zdjęć morza.
W zależności od miejsca, w którym się znajdujemy, wszystko jest różne. Inne są wschody i zachody słońca na Atlantyku, a inne na Oceanie Indyjskim. Nawet promienie słońca odbijają się od fal inaczej w różnych częściach świata. Inaczej wygląda niebo, różnie świecą gwiazdy, zależnie od miejsca, z którego je obserwujemy. Na statku można się przekonać, że morze ma także specyficzny zapach. To ciekawe doświadczenie.
Kiedyś praca na statku wiązała się z możliwością zwiedzania różnych państw. Dziś, kiedy paszporty mamy w domach, a biura podróży organizują wycieczki „all inclusive” nawet w najdalsze zakątki świata, możliwość podróży związana z pracą na statku nie jest już tak ważna. Statki stoją w portach bardzo krótko, bo znacząco skrócił się czas za/wyładunku, więc możliwość zwiedzania egzotycznych miejsc została ograniczona, ale czasami jest to jednak możliwe, gdy konieczny jest dłuższy postój jednostki w porcie.

Czy chciałaby Pani, aby syn lub córka podążyli Pani zawodową drogą?

– Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Dzieci wybiorą swój sposób na życie i choć oczywiście będę starała się im pomóc, ostateczna decyzja będzie zawsze należała do nich.
Niedawno moja 12-letnia córka usiadła na fotelu kapitana na mostku i powiedziała, że ona też będzie kapitanem statku. Przyznam, że ciarki przeszły mi po plecach, ale wiem, że jeśli taki będzie jej wybór, to z pewnością dopnie swego, a ja będę ją wspierać nie jako kapitan, ale przede wszystkim jako matka.

Dziękuję za rozmowę.